Jako że nigdy nie nabyłam umiejętności szycia według wzorów, szablonów itd, potrzebne były modelki. Pierwsza, to lala Barbie z firmy Simba- odnaleziona niedawno wśród innych szpargałów. Druga jest nabytkiem z Allegro- to Weastley My Scene, wpadła mi w oko i nie mogłam się oprzeć jej spojrzeniu;)
Pozostałe trzy to Barbie Mattel od mojej bratanicy, która lalkami właśnie przestała się bawić- druga od końca już po rozczesaniu kudłów.
Wraz z lalami przyjechały do mnie ich stare ubranka, co mnie cieszy- będę miała porównanie z nowo wydzierganymi przeze mnie ciuszkami.
W kolejnej notce laleczki będą już ubrane;)
Ta od Simby to Steffi. U kolekcjonerów lalki Simby nie cieszą się zbytnią sympatią, ale ja je bardzo lubię :-) Brunetki jeszcze nie mam, muszę sobie taką jedną sprawić ;-)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńJa za tą lalą nie przepadam, jakoś bardziej spodobały mi się My Scene, te wielkie zamyślone oczyska robią niesamowite wrażenie.
Ostatnia lalka po prawo to Kopciuszek - w oryginale miała śliczna sukienusię - taka kopciuszkowa a nie balową :-)
OdpowiedzUsuń